Adam Marcin Nowacki – Artysta, który w chaosie pracowni czuje się jak ryba w wodzie – Pełny wywiad.
Tak jak obiecaliśmy, prezentujemy Państwu cykl wywiadów z naszymi wspaniałymi twórcami. Dzisiaj, z wielką przyjemnością chcemy zaprosić Państwa do zapoznania się z niesamowitym początkiem twórczości Adama Nowackiego. Artysta zaprosił nas do swojej pracowni, w której opowiedział nam również o kulisach procesu twórczego oraz jego niebanalnym sposobie na rozpoczęcie nowego dzieła. Zapraszamy!
Patrząc na Twoje prace, czujemy tę niesamowitą magię bijącą z każdej z nich. Ponadto, wyróżnia je dobrze zaplanowany koncept, ugruntowany warsztat i charakterystyczny styl. Zastanawiamy się jaki był Twój początek przygody ze sztuką? Co zdecydowało o tym, że poświęciłeś się tej dziedzinie?
Moją historię rozpatruję w dużej mierze w kategoriach predestynacji. Mój ojciec – artysta malarz – od początku mojego świadomego życia, od czasów powolnego wchodzenia przeze mnie w dorosłość, przygotowywał mnie do bycia malarzem. Następowało to w tak naturalny sposób, że ja sam właściwie na poważnie nigdy nie zastanawiałem się wyborem innej drogi realizacji i rozszerzania sfery swoich ambicji… dążeń. Były pewne plany ze strony mojej matki, żebym tak jak ona został medykiem – chirurgiem, no ale cóż…
Dość powiedzieć, że już jako mały chłopiec spędzałem w ojcowskiej pracowni, wśród płócien, owiany zapachem terpentyny, oleju lnianego, werniksów. Pracownia była duża – grywałem tam nawet w piłkę. Tak “wtapiałem się” w atmosferę, w świat odrębności – niezwykłości malarstwa. Potem liceum – “ogólniak”, a nie wbrew pozorom “plastyk”. Pierwszych lekcji rysunku i malarstwa udzielał mi, rzecz jasna, ojciec. Pod jego okiem wykonałem teczkę prac kwalifikacyjnych do egzaminów na Akademię Sztuk Pięknych w Gdańsku. Zdałem egzaminy, zostałem przyjęty i wielka przygoda, trwająca nieprzerwanie do dziś, rozpoczęła się bardzo na serio.
Jak rozpoczyna się Twój swój proces twórczy? Jaki impuls wyzwala w Tobie działanie?
A oto pokrótce jak pracuję… sekwencja wydarzeń:
staję naprzeciwko białej powierzchni płótna. Oczywiście, jak wielu malarzy, boję się tej białej, nieskazitelnej powierzchni. Stoję więc w strachu i podnieceniu nieznanym – tym co się ma wydarzyć. Odwracam się tyłem do podobrazia i wylewam niedopitą kawę za siebie, przez ramię, na płótno. To przełamuje strach (częściowo). Powstają plamy, zaczynam pracować pędzlami, szmatami… wszystkim co wpadnie mi w ręce, Tworzą się kształty, formy, które zaczynają sugerować pewne odbicia – reprezentacje materialnej rzeczywistości. Niektóre z nich, za pomocą moich manipulacji zaczynają krystalizować się w te zwane potocznie realistycznymi… inne pozostają abstrakcyjne… Rozpoczyna się gra realizmu z abstrakcją na jednym płótnie, budzi się intryga, budzi się “żywy” obraz, budzi się pretekst dla dokonywania interpretacji, otwierają się drzwi dla wrażliwości widza- możliwość jego partycypacji w procesie twórczym i jego efektach.
Moje malarstwo traktuję jako balansowanie na linie pomiędzy określonym (sfera realizmu) a nieokreślonym (cała reszta). Takie podejście budzi oczywiście we mnie napięcie (jestem jakby “linoskoczkiem” bez asekuracji), które – jestem o tym przekonany – w dużej części udziela się widzom.
Kontakt/spotkanie człowieka z człowiekiem generuje największe napięcia, jest w stanie budzić najgłębsze emocje. Jest ono (owo spotkanie) najcenniejsze dla mnie jako artysty, gdyż według mnie, miarą jakości dzieła sztuki jest jego zdolność przenoszenia i budzenia w ludziach emocji. Idealną sytuacją dla artysty i jego tworzenia, pojawia się wtedy, kiedy nieświadome poczynania artysty – wykonane w czasie aktu twórczego – zamieniają się w podświadome odczucia i świadome myśli odbiorcy dzieła.
Adamie zdradź nam proszę czy czas spędzony w domu podczas lockdownu wpłynął w jakiś sposób na Twoje prace? Czy odosobnienie miało wpływ na Twoją twórczość?
Wyobraźnia pozwala mi odrywać się od świata zewnętrznego – stawianych przezeń limitów i ograniczeń. Poczucie wolności zatem – jej panowanie jakością, wartością i mojej pracy zawodowej – nigdy, ani na chwilę mnie nie opuściło! Pandemia i lockdown więc w znaczący sposób nie wpłynęły na to co robię w pracowni. Ja i tak – zawsze pracuję w samotności!
Życie codzienne to jednak inna sprawa! Jakkolwiek wciąż dość abstrakcyjny dla mnie (nikt z mojego bezpośredniego otoczenia nie zachorował), to wszechobecny wirus zaczyna mnie powoli irytować… zastanawiać… przygnębiać… a wreszcie – przerażać. Nie znam przyszłości, a poczucie bycia codziennie ograniczanym w najprostszych sprawach zaczyna stopniowo “przeciekać” do mojego intymnego świata… ingerować w moją wolność jako malarza.
Brakowało mi spotkań w szerszym gronie ludzi – owego tak potrzebnego “katharsis” związanego z kontaktem z drugim człowiekiem… z wymianą myśli! CZEKAM.
Opowiedz nam proszę o jednym z Twoich wspaniałych obrazów. O tym, z którego jesteś najbardziej dumny.
Nie jestem wyjątkowo dumny z żadnego ze swoich obrazów. Jestem już raczej “chory”, zarażony przez swojego profesora/mistrza, chorobą pod nazwą “nic mi się nie podoba”. Nie jestem jednak frustratem – czasami podoba mi się ogólnie styl, w którym się wypowiadam. Jednakże trudno go zdefiniować, opisać słowami – to tak jakby chcieć opisać słowami swój instynkt – to nie jest możliwe. Mogę jedynie powiedzieć, że swój malarski świat staram się budować na kanwie ludzkiego istnienia – na sytuacji odrębności i samotności człowieka. Moje obrazy to nic innego jak ślady pozostawione podczas starań zbudowania fizycznej i moralnej repliki otoczenia w którym żyję… żyjemy wszyscy, a replika ta nieustannie buduje się w mojej wyobraźni. Jestem w stanie przyznać, że moja droga i pozostawiane za sobą ślady to pasmo porażek… od czasu do czasu owocujące “słodką” nagrodą.
Każdy z nas czasem potrzebuje życiowej lub twórczej rady. Za młodu obsypują nas nimi nasi rodzice, a w późniejszym czasie starsi lub bardziej doświadczeni ludzie. Czy pamiętasz taką najbardziej wartościową radę, jaką ktoś Tobie udzielił?
Najlepsza rada jaką kiedykolwiek otrzymałem brzmi: “Nie staraj się na siłę namalować obrazu – obraz musi namalować się sam, co najwyżej możesz mu pomóc. Obraz musi ci pozwolić uczestniczyć w swoim powstawaniu”. Jakkolwiek paradoksalnie brzmieć może ta rada, to jednak jedyny sposób żeby z dziedzinie twórczości malarskiej zrobić coś rzeczywiście wartościowego. Głęboko w to wierzę i nigdy się na tej koncepcji nie zawiodłem choć korzystanie z niej jest tak potwornie wyczerpujące psychicznie… jak zawsze- coś za coś!!
Czy posiadasz jakiś konkretny rodzaj farb, którymi tworzysz? Posiadasz jakieś ulubione?
Wiadomo, jako profesjonalista muszę posługiwać się odpowiednimi farbami, tego wymagają chociażby kupujący obrazy i chcący mieć pełnowartościowy, trwały, przedmiot. Ja osobiście mógłbym malować nawet musztardą! Ważny jest dla mnie efekt końcowy! Zresztą jak już powiedziałem wcześniej, że czasami zaczynam od podmalówki…… kawą! 🙂
Gościmy dziś w Twojej pracowni, jak opisałbyś to miejsce w którym powstają Twoje wyjątkowe dzieła?
Nie wyobrażam sobie mojej pracy twórczej bez pracowni… moja wyposażona jest przede wszystkim w… bałagan. W chaosie mojej pracowni czuję się swobodnie – jak “ryba w wodzie”… bez tej atmosfery czułbym się “spętany”. Nie mógłbym nic zrobić – poza tym to “mój” bałagan. Ciekawe, że reszta pomieszczeń, w których spędzam czas powinna być raczej uporządkowana. Sam nie wiem jak to ze mną jest.
Dziękujemy Adamowi za zaproszenie do jego pracowni i możliwość poznania jego świata. Mogą Państwo zadawać pytania do Artysty w komentarzach poniżej, do czego serdecznie zapraszamy! Żadne z nich nie zostanie bez odpowiedzi.
A już teraz zapraszamy Państwa do zapoznania się z nietuzinkowymi pracami Artysty na stronach naszej galerii,